środa, 21 lipca 2010

Środa czyli dzień pracy

9:00 Dzwoni telefon… Kto może do mnie dzwonić o 9 rano? Na pewno Piotr z jakimś niedorzecznym pytaniem, albo co gorsza „pilną” prośbą, w stylu „możesz zanieść tą makulaturę do pani Basi, żeby mogła ją wywalić do kosza (bo przecież ja nie umiem wypełnić poprawnie formularza)”. Jednak nie… numer jakiś nieznany… odbieram… głos jakiś jednak znajomy… no tak Michał z routerem przyjechał. No to trzeba wstawać.
10:00 A może by tak do tej pracy nie iść, w końcu nie pracuje na etat, a nienormowany czas pracy zobowiązuje do odpoczynku w środku tygodnia. Z drugiej strony obiecałem coś Agacie. Niech stracę, ostatnia partia w GO i idę na śniadanie.
11:00 No to sobie pojadłem, teraz tylko oczy, zęby i… kurde buty…cholerne buty a na nich ten cholerny pył po grunwaldzie… dziś w glanach już nie wypada… poza tym na motorze w glanach niewygodnie.
12:00 Można zacząć pracę… trzeba się sprężać bo po 15 na plac trzeba dymać. A wypadało by coś zrobić. W takim razie na dobry początek pracy… partyjka w GO.
13:00 Pierwsze sprawy za płoty. Teraz może coś poważniejszego… może partyjka w GO. A może fotozagadka… O tak, fotozagadka! Dziś jest wyzwanie… nie kojarzę na pierwszy rzut oka… będzie można potropić korzystając z pięknej pogody.
14:00 Smoczoolśnienie zdjęciowe (jednak praca na uczelni przytępia pamięć… pewnikiem przez wódkę). Po ciężkich 20 minutach pracy czas na przerwę obiadową.
14:30 Obiadek zjedzony. To by trzeba było może coś zrobić. Może by tak… o wiem! SJESTA :]
15:00 trzeba iść na rowerek. Zwiedzić park Jordana co by się upewnić co do miejsca z zagadki. Odwiedzić „biuro” Smoka. Iść na motorek. Z tego wszystkiego udało się w 100% tylko to pierwsze. Bo w biurze nic nie załatwiłem, ponieważ Kuba z portfelem nie dojechał. Motorek wyszedł w połowie, bo po godzinie zaczęło padać. Oczywiście jak tylko schowaliśmy motory do garażu to padać przestało, wiec resztę czasu poświęciliśmy na wesołe pogaduchy na temat: jak to Grzesiu uczył się jeździć
18:00 Koniec tego pracowania bo to już zakrawa na pracoholizm. Do domu panowie szlachta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz